RECENZJA: Dwór skrzydeł i zguby - Sarah J. Maas

16:15

Autor: Sarah J. Maas
Tytul oryginalu: A Court of Wings and Ruin
Cykl:  Dwór cierni i róż #3
Stron: 848
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 25 października 2017
Gatunek: Fantastyka
Narracja: pierwszoosobowa
Bohater: Freya Archeron

Czas czytania:  7 dni
Moja ocena: ★★★★★☆☆☆☆☆

PIERWSZE  ZDANIE:
„Brzęczenie much i krzyki ocalałych już dawno ucichły.”
OPIS:
Długo oczekiwana trzecia część bestsellerowego cyklu Sarah J. Maas
Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać śmiercionośną, przewrotną grę… Jeden poślizg może zniszczyć nie tylko Feyrę, ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę.

RECENZJA:
Dwór skrzydeł i zguby” to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie książek. Poprzednie dwa tomy wprawiły mnie w osłupienie – w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nic więc dziwnego, że nie mogłam doczekać się finału tej historii. Jak skończą się losy Feyry, Rhysa, Mor, Kasjana, Azriela, Amreny i reszty gromadki?Dwór cierni i róż” to jedna z moich ukochanych serii – z pewnością tak mogłam o niej mówić zanim sięgnęłam po „Dwór skrzydeł i zguby”, bo po lekturze tej części wszystko się zmieniło…

Uznałam, że nie będę streszczać treści, bo zwyczajnie nie widzę sensu. Wojna z Hybernią trwa i w sumie tyle wystarczy. Przejdźmy od razu do mojego wyżalania się. Zacznijmy od fabuły, bo niewątpliwie do niej mam największe zastrzeżenia. Była nijaka i logiki w niej nie uświadczysz. Czytając pierwsze rozdziały, przez moją głowę przelatywały myśli typu: „rozkręci się”, ale było to myślenie życzeniowe, bo nic takiego się nie stało. Mam wrażenie, że cały środek książki składał się z nic nieznaczących epizodów. Autorka przeskakiwała z wątku na wątek i każdy był gorszy od poprzedniego. Niepotrzebne rozmowy czy wydarzenia wypełniały prawie każdą stronę. Po prostu zapychacze. Aż przecierałam oczy ze zdumienia. Co ja czytam? Jak można było zepsuć tak wspaniałą serię?! Co więcej książka naszpikowana jest sercowymi dywagacjami, zawodami miłosnymi i pod koniec czytania zastanawiałam się po co to w ogóle było? Po co?! Do tej pory nie wpadłam na rozwiązanie tej zagadki. Kolejny element, który do niczego nie prowadził, bo pani Maas nie domknęła żadnego z nich.

Przejdźmy do protagonistów. Autorka postanowiła uszczknąć trochę z tajemnic otaczających Amrenę. Spodziewałam się czegoś innego, ale rozczarowania w tym aspekcie nie było. Poza tym cieszył mnie fakt, że w końcu lepiej poznaliśmy książąt innych dworów, co pomogło w utrwaleniu co, gdzie i po co. Co więcej w tej części jest bardzo dużo Nesty i Elainy, co już tak kolorowe nie było, bo obie są szalenie irytującymi postaciami z tymi ich wiecznymi fochami. Natomiast postać Tamlina to jedno wielkie rozczarowanie. Autorka starała się trochę go wybielić, ale szło jej to wyjątkowo niesprawnie. W rezultacie wyszła postać, której wybory były totalnie nieuzasadnione. Żadnego wyjaśnienia ze strony Maas. Po tym co zrobiła w drugim tomie to trochę lekceważące. Miałam wrażenie, że rzuca we mnie ochłapem, którym powinnam się zadowolić.

Poza tym powieść była pełna tanich chwytów mających za zadanie wzruszyć czytelnika, wstrząsnąć nim w jakikolwiek sposób – szczególnie w zakończeniu. Maas doszła do wniosku, że wywołanie kilku łez, a później (raptem stronę dalej) cofnięcie tego co zrobiła, to taki sprytny manewr. Pewnie zagnie tym niejednego! No cóż… nie. Finał był bez wyrazu, jak cała reszta książki. Nie brakowało bitewnej taktyki, spiskowania, prowokacji, co oczywiście się chwali, ale gdzie to poświęcenie i dramatyzm! Wojna to ofiary pani Maas! Tyle płakania przez całą książkę, że konflikt z Hybernią będzie pogromem, a tu pstryk i koniec. Faktycznie autorka poświęciła chmarę… Prythian, ale zabrakło jej odwagi i przysłowiowych jaj, aby pójść o krok dalej.

Jak mogę określić swój nastrój po przeczytaniu tej części? Zirytowana. Z pewnością nie tego się spodziewałam. Czuję się oszukana. Cieszę się, że skończyło się na trzech tomach, bo widocznie autorce już skończyły się pomysły. Szkoda, tylko że pozostał niesmak i żal. Moim ulubionym tomem bezapelacyjnie zostaje „Dwór mgieł i furii”, ale nie mogę napisać, aby finałowa część była totalną klapą. Dochodzę do wniosku, że na pewno wato poznać do końca tę historię, ale nie spodziewajcie się domknięcia wszystkich wątków, bo ta trylogia ma więcej dziur niż ser szwajcarski. W sumie nie powinno mnie to dziwić, w końcu pani Maas to fanka dodatków, nowelek, czyli ogółem krótkich form i jak widać rozmiłowała się w zaczynaniu wielu wątków, aby później z premedytacją ich nie kończyć. Jednak sięgając po trzytomową serię, chciałabym otrzymać zamkniętą historię, ale chyba wymagam zbyt wiele...

Cykl „Dwór cierni i róż”:
1.Dwór cierni i róż
2.Dwór mgieł i furii
3.Dwór skrzydeł i zguby

0 komentarze