RECENZJA: Królowa cieni - Sarah J. Maas

15:32

AUTOR: Srah J. Maas
TYTUL ORYGINALU:  Queen of Shadows
CYKL:  Szklany tron #4
STRON: 848
WYDAWNICTWO: Uroboros
DATA WYDANIA: 2 czerwca 2016
GATUNEK: Fantastyka
NARRACJA: trzecioosobowa

CZAS CZYTANIA:  5 dni
MOJA OCENA: ★★★★★★★★★☆

PIERWSZE  ZDANIE:
„W ciemnościach coś czekało.”
OPIS:
Celaena Sardothien do tej pory traciła wszystkich, których kochała. Zamordowano jej rodziców, jej ukochany, Sam, także zginął w męczarniach. Jej przyjaciółka, Nehemia, poświęciła życie, by Celaena mogła odkryć swoje dziedzictwo i pójść za przeznaczeniem… Ale dość tego. Teraz, gdy okiełznała już swoją moc, nadszedł czas na zemstę. Dziewczyna znana do tej pory jako Zabójczyni Adarlanu zniknęła – narodziła się Aelin Ogniste Serce, królowa podbitego przez Adarlan Terrassenu.
Nadszedł czas walki o wszystko, co ważne. Aelin wraca do Adarlanu, by zemścić się na tych, którzy skrzywdzili jej bliskich, odzyskać tron i stanąć twarzą w twarz z cieniami przeszłości. A przede wszystkim po to, by chronić tych, którzy jej pozostali.
Przed nią zadanie prawie niemożliwe do wykonania. Jej przeciwnicy mają po swojej stronie mroczne siły, a Aelin w Adarlanie pozbawiona jest swojej magii, która pozwala jej władać ogniem. Może jednak liczyć na swoich towarzyszy – kuzyna Aediona, Chaola, Lysandrę i przede wszystkim na Rowana. Rowana – walecznego księcia-wojownika Fae, jej carranama, bratnią duszę – do którego zaczyna żywić coraz bardziej płomienne uczucia.
Mroczne bestie i magiczne moce, szalona namiętność i pragnienie zemsty. Sarah J. Maas w czwartym tomie bestsellerowej serii Szklany Tron porywa i zaskakuje jeszcze bardziej niż do tej pory.

RECENZJA:
Celaena Sardothien wraca z Wendlyn do Adarlanu, ale nie jako zabójczyni czy królewska obrończyni, ale królowa Terrassenu, Aelin Galathynius władająca ognistą magią. Zrobi wszystko, aby odzyskać swoje królestwo, uwolnić drzemiącą magię, obalić rządy brutalnego króla oraz wyrównać rachunki ze swoim byłym mistrzem Arobynnem. Na szczęście nie musi zmagać się z tymi wyzwaniami sama. Do pomocy ma mały zespół sprzymierzeńców: kuzyna Aediona, carranama Rowana oraz Chaola, który zrobi wszystko, aby uratować Doriana ze szponów demona, który go opętał.

Po tragicznych wydarzeniach z tomu trzeciego nie mogłam znieść czekania na kontynuacje i jak tylko pojawiła się „Królowa cieni” jak najszybciej musiałam zabrać się za jej czytanie. Pierwsze co mnie zachwyciło już na wstępie, to styl autorki. Wiem, że wspominałam o nim przy okazji recenzji trzeciego tomu i go wychwalałam, ale muszę to podkreślić jeszcze raz. Nie potrafię wyjść z podziwu nad tym, jak rozwinęło się pióro Maas od czasu pierwszego tomu. Seria powstała w 2012 roku, a czwarty tom został wydany trzy lata później, a wydaje się jakby minęły neony. Oczywiście debiut autorki był świetny, styl poprawny, ale z każdym kolejnym tomem było czuć ogromny progres. Składam pokłony autorce, bo widać, że włożyła dużo pracy, aby każda kolejna cześć była coraz lepsza.

Może się czepiam, ale dla mnie ta książka, a właściwie cała seria ma jeden zasadniczy minus – wątek romantyczny. W pierwszej części mocno raził mnie trójkąt miłosny, bo co jak co, ale ich nie znoszę, nie ważnie w jakim wydaniu. Na szczęście później autorka odstąpiła od tego pomysłu i w trzecim oraz czwartym tomie było lepiej. Seria ta ma to do siebie, że Maas bardziej skupia się na akcji i kwestiach fabularnych, samej walce i intrygach, a miłość stanowi tylko dodatek, mały bonus, który nie kole w oczy, dzięki temu jakoś zniosłam rozterki miłosne bohaterów. Niemniej jednak przeszkadza mi to, że Aelin ma niezliczona ilość adoratorów – aż boję się, że to nie koniec i ktoś pojawi się w następnych tomach, a tego bym nie zniosła.  Wydaje mi się, że Maas sama nie jest zdecydowana z kim chciałaby widzieć główną bohaterkę, lub chcę zadowolić wszystkich fanów, a taka niepewność i niewiedza, kto będzie następny, negatywnie wpływa na przyjemność czytania.

Jeśli chodzi o postaci, które znamy i kochamy (bądź nie), to moim faworytem jest Rowan. Uwielbiam tego silnego, olbrzymiego i zaborczego wojownika, a jego relacja z Aedionem wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Po trzecim tomie jakoś specjalnie się nim nie zachwycałam, ale teraz śmiało mogę zaliczyć się do jego fanek. Poza tym w "Królowej cieni" dokładniej poznajmy losy Manon i jej klanu Żelaznozębnych – w szczególności Asterin. Co więcej w tej części pojawia się sporo nowych postaci. Na szczególną uwagę zasługuję Lysandra – kurtyzana, która dzieli wspólną przeszłość z Celaeną oraz chroma Elide z szalenie ciekawym rodowodem, która odegra znaczącą rolę w całej historii.

Wyróżniających się bohaterów jest dużo więcej i właśnie to w tej powieści jest najlepsze. Wielowątkowość, która jest bardzo dobrze przemyślana. Każda postać, każde najdrobniejsze wydarzenie jest tu niezmiernie istotne, zdecydowanie nic nie jest zbędne. A co szalenie mi się podobało to to, że wątki łączą się ze sobą i przeplatają. Bohaterowie, którzy do tej pory się nie znali, nagle się spotykają i tworzą się fascynacje znajomości. Zyskują nowych wrogów, jak i sojuszników, tam gdzie najmniej się tego spodziewają. 

Królowa cieni” ocieka krwią wrogów, ale i sprzymierzeńców. Przesycona jest brutalnością, intrygami, chęcią zemsty, ale również miłością, honorem, lojalnością, a co najważniejsze magią, która przenika wszystko na wskroś i spaja w niezwykłą całość. Ta część zdecydowanie podobała mi się najbardziej. Autorka zgotowała prawdziwą karuzele emocji i niejednokrotnie zaskoczyła mnie przebiegiem akcji. Teraz w mojej głowie rodzi się nieznośne pytanie, które drąży mnie, jak robak jabłko: jak mam wytrzymać i spokojnie czekać na kolejny tom?

Cykl „Szklany tron”:
4. Królowa cieni
5. Empire of Storms

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
 
 
 

0 komentarze