RECENZJA: Szaleństwo - Susan Vaught

13:23

AUTOR: Susan Vaught
TYTUL ORYGINALU:  Insanity
CYKL:  jednotomowa
STRON: 368
WYDAWNICTWO: YA!
DATA WYDANIA: 3 lutego 2016
GATUNEK: Fantastyka / Young Adult
NARRACJA: pierwszoosobowa
BOHATER: Forest/Dariusz/Trina/Levi

CZAS CZYTANIA:  2 dni
MOJA OCENA: ★★★★★☆☆☆☆

PIERWSZE  ZDANIE:
„Z tym psem było coś nie tak.”
OPIS:
Never w stanie Kentucky nie jest zwykłym miasteczkiem…
To miejsce, w który martwi i żywi nie mogą zaznać spokoju. Forest, 18-letnia dziewczyna zatrudniona na cmentarzu przy szpitalu Lincolna wie o tym aż za dobrze. Szpital psychiatryczny Lincolna świetnie nadaje się do tego, żeby dorobić na studia. Ale są jeszcze setki niezbyt stabilnych pacjentów, kilometry podziemnych tuneli, dzwony na wieży, które rozbrzmiewają niespodziewanie i pewna szafa, która skrywa coś więcej niż podarowane ubrania…
Kiedy pewnej nocy martwy małżonek jednej z pacjentek pojawia się przed oczami Forest, dziewczyna zupełnie traci poczucie rzeczywistości i czasu. W tej historii odegra kluczową rolę, a przy okazji odkryje dziedzictwo, jakiego się nie podziewała.

RECENZJA:
Forest nigdy nie poznała swoich biologicznych rodziców, wychowała się w domu dziecka, jednak niedawno skończyła osiemnaście lat, a to oznaczało tylko jedno – musiała zacząć żyć na swoim. Udało jej się znaleźć pracę w szpitalu psychiatrycznym. Po kilku miesiącach obcinania paznokci, zmieniania basenów, ubierania i mycia pacjentów, postanawia zostać na swoją pierwszą nocną zmianę. Nocą szpital nie wydaje się tak przyjazny, jak za dnia – przechodzi iście diaboliczną transformacje. Na jego długich korytarzach rozbrzmiewają dziwne odgłosy: szczekających i sapiących psów, gdakających gęsi i dzwonienie dzwonów. Jedna z jej pacjentek zawsze ją ostrzegała: „Jeśli zabiją dzwony, nie wychodź w nocy”. Forest nie rozumiała o co chodzi staruszce, do czasu aż przyszło jej spędzić noc w szpitalu.

Powieść podzielona jest na cztery części i każda z nich posiada innego narratora. Wspomnianą Forest poznajemy jako pierwszą i w moim mniemaniu możemy pokusić się o stwierdzenie, że jest główną bohaterką. Kolejne części widzimy oczami: Dariusza, Triny i Levi’ego, o których nie będę się rozpisywać, bo cokolwiek bym napisała, to byłoby to zbyt wiele. Lubię kiedy książka ma kilku narratorów i widzimy wydarzenia z więcej niż jednej perspektyw, bo to nam daje szerszy obraz wydarzeń i świata. Jednak muszę wspomnieć o jednej rzeczy: nie polubiłam żadnej z postaci, a dokładniej jakoś szczególnie im nie kibicowałam. Nie wiem czy była to wina tego podziału na części, ale gdyby nagle spadła na nich bomba lub jakieś inne nieszczęście, nie byłoby mi ich szkoda.

Miałam wrażenie, że Susan Vaught nie miała pomysłu na fabułę. Miała ogólny konspekt, wiedziała jaka ma być tematyka powieści, ale ostatecznie wszystko jej się rozjechało. Przeszkadzało mi to, że każda z części składała się jakby z osobnego epizodu, przez co wydawało mi się jakbym oglądała czteroodcinkowy serial.

Sam pomysł na fabułę był ciekawy, bo nie czytałam wiele książek o nawiedzonych budynkach. Duchy, widma oraz upiory, które powracają do świata realnego i sieją spustoszenie, a wśród nich czworo śmiałków o wyjątkowych zdolnościach, którzy ratują świat. Wszystko byłoby pięknie i cudowanie, gdyby nie chaotyczność w fabule. Autorka starała się, aby nie było nudno. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej czasami miałam dość – potrzebowałam odetchnąć, bo zawrotna akcja to nie wszystko.

Jedna z rzeczy, która szalenie mi się podobała, to zapożyczenia autorki z historii, a dokładnie niektóre postaci, które pojawiały się w „Szaleństwie” faktycznie istniały w życiu realnym. Jednak to nie wszystko, bo Susan Vaught inspirowała się również walijskimi legendami. Lubię takie smaczki, które podsycają we mnie ciekawość i mój głód wiedzy zmuszał mnie do dowiedzenia się więcej o danej kwestii i w rezultacie w ruch szła wyszukiwarka.

Obawiałam się jaki będzie klimat książki, bo nie ukrywam, że w powieściach o takiej tematyce, lubię od czasu do czasu poczuć strach czy ciarki na plecach. W ogólnym rozrachunku „Szaleństwa” nie można określić mianem horroru, bo czytając ją nie bałam się przebywać sama w ciemnym pomieszczeniu, ale muszę przyznać, że było kilka momentów, które nie tyle zmroziły mi krew w żyłach, ile trzymały w napięciu i budziły emocje. Mnie naprawdę trudno przestraszyć, niewiele rzeczy mnie rusza, dlatego pod tym względem książka nie należała do najgorszych.

Pomysł na powieść niewątpliwie miał potencjał, który w moim mniemaniu nie został należycie wykorzystany. „Szaleństwo” to przeciętny thriller paranormalny, który czyta się szybko, ale raczej nie pozostanie w mojej pamięci na długo...

Książka przeczytana w ramach Book Tour'u zorganizowanego przez Zaczytaną Majkę.

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
 
 
 

0 komentarze