RECENZJA: Wybacz mi, Leonardzie - Matthew Quick

14:26

AUTOR: Matthew Quick
TYTUL ORYGINALU: Forgive Me, Leonard Peacock
CYKL:  jednotomowa
STRON: 408
WYDAWNICTWO: Moondrive/Otwarte
DATA WYDANIA: 24 maja 2017
GATUNEK: Young Adult
NARRACJA: pierwszoosobowa
BOHATER: Leonard Peacock (18 lat)

CZAS CZYTANIA:  1 dzień
MOJA OCENA: ★★★★★★★☆☆☆

PIERWSZE  ZDANIE:
„Niemiecki pistolet Walther P38 wygląda komicznie na kuchennym stole obok miski z owsianką.”
OPIS:
Leonard Peacock kończy osiemnaście lat. Z tej okazji szykuje prezenty dla przyjaciół, goli głowę na łyso i zabiera do szkoły pistolet… Tego dnia zamierza rozliczyć się z przeszłością i dorosłymi, którzy go nie rozumieją. W świecie Leonarda nie ma miejsca na kompromisy, wszystko jest albo czarne, albo białe. Jak w starych filmach z Humphreyem Bogartem... Pif-paf!
„Wybacz mi, Leonardzie” to jedna z trzech powieści młodzieżowych Matthew Quicka. To książka o szukaniu zrozumienia i buncie przeciwko zasadom, którymi kierują się dorośli.

RECENZJA:
Dzisiaj jest dzień, w którym Leonard Peacock zabiję Ashera Beala swoim Waltherem P38, a później popełni samobójstwo, bo nie może dłużej znieść przytłaczającej go tajemnicy. Jednak zanim to zrobi musi dostarczyć cztery prezenty osobom, które miały wpływ na jego życie.

Leonard żyje w świecie, w którym wszyscy gnają ku sukcesom, są wielkimi zapatrzonymi w sobie egoistami i nie widzą cierpienia drugiego człowieka. A nawet jeśli coś zauważają, to wolą ułatwić sobie sprawę i pozostać obojętnym. Ignorancja zbiera coraz większe żniwo. Czy ktoś z tych zabieganych ludzi zwróci uwagę na chłopca, który potrzebuję pomocy? Leonard nie chcę żyć w takim świecie. Nie chcę być dorosłym o pustym matowym wzroku, który nienawidzi swojej pracy. Chłopak czuję się odrzucony, wyalienowany, bezwartościowy. Nie ma żadnych przyjaciół. Jego matka woli go nie widywać, a jedynym wsparciem są dla niego podstarzały sąsiad, z którym urządza sobie seanse czarno-białych filmów oraz nauczyciel historii.

Tematyka książki nie należy do najlżejszych, ale książkę trudno odłożyć, choćby na klika minut, a to dlatego, że te wszystkie smutne i melancholijne wspomnienia oraz przykre wydarzenia, które spotkały Leonarda łagodzi narracja, która jest genialna.
Wzbogacają ją pisane do samego siebie listy z przyszłości, która została zdewastowana przez wojnę nuklearną, oraz specyficzne poczucie humoru Leonarda – trochę zgryźliwe i ironiczne. Chłopak bywa bardzo dosadny i drażliwy. Jest też niewyobrażalnie spostrzegawczy i ma bardzo wybujają wyobraźnie, która pomaga mu odreagować w trudnych chwilach. Często urywa się ze szkoły, aby udawać dorosłego i śledzić najbardziej smutną osobę z tłumu. No cóż… właśnie taki jest Leonard – osobliwy i nietuzinkowy.

Jedyną rzeczą, do której trochę się przyczepie jest zakończenie. Może określenie, że mnie rozczarowało jest zbyt mocne, ale muszę przyznać, że spodziewałam się jakichś większych konkretów. Czułam jakby czegoś w nim brakowało, jakby zostało ucięte w najmniej odpowiedniej chwili. Aczkolwiek dochodzę do wniosku, że nie jest przekombinowane i pasuje do całości. Autor nie podał puenty na tacy, czytelnik sam musi ją wyłowić. Gwarantuję wam, że „Wybacz mi, Leonardzie” to nietuzinkowa książka, którą naprawdę wato przeczytać, bo nie jest to zwykła młodzieżówka bez żadnych wartości czy głębszego przesłania.

Matthew Quick w prosty, ale w dosadny sposób podkreśla, że żyjemy w świecie, w którym zapracowani rodzice mają coraz mniej czasu dla dzieci i nie zauważają komunikatów przez nich wysyłanych, a wystarczy chwila uwagi, odrobina chęci, zrozumienia i wsparcia, aby na nowo wyzwolić nadzieję i przywrócić wiarę w lepsze jutro.

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:

0 komentarze