RECENZJA: Bez szans - Mia Sheridan

16:40

AUTOR: Mia Sheridan
TYTUL ORYGINALU: Kyland
CYKL:  jednotomowa
STRON: 320
WYDAWNICTWO: Otwarte
DATA WYDANIA: 01 lutego 2017
GATUNEK: New Adult
NARRACJA: pierwszoosobowa
BOHATER: Tenleigh (18 lat)

CZAS CZYTANIA:  1 dzień
MOJA OCENA: ★★★★★★★★☆☆

PIERWSZE  ZDANIE:
„Kylanda Barretta tak naprawdę dostrzegłam po raz pierwszy, kiedy zgarniał czyjeś porzucone śniadanie ze stolika w stołówce.”
OPIS:
W upadającym górskim miasteczku Kyland i Ten zakochują się w sobie wbrew rozsądkowi i na przekór surowej rzeczywistości. 
Kyland marzy tylko o tym, by przetrwać. Zaciska zęby i robi wszystko, by nie pokonała go bieda i samotność. Nie szuka miłości. Nie zamierza też oglądać się za siebie, gdy uda mu się wyrwać z piekła, w którym przyszło mu dorastać. Dla Ten codzienność to nieustanna walka o własną godność. Zmagania z chorobą matki i ludzką nieprzychylnością wymagają od niej wyjątkowej siły. Oboje rywalizują o bilet do lepszego życia, który może otrzymać tylko jedno z nich. Ktoś odejdzie, ktoś zostanie. Czy po latach zdołają spojrzeć sobie w oczy, jeśli poświęcą miłość dla przetrwania?

RECENZJA:
Nastoletnia Tenleigh mieszka w Dennville, niewielkim miasteczku w Appalachach w stanie Kentucky, a głód, podarte ubrania i dziurawe buty, to jej codzienność, dlatego kiedy pewnego dnia zauważa chłopaka, który zjada resztki z cudzych tac w szkolnej stołówce czuje przemożne współczucie i jednocześnie nieodparte zainteresowanie. Jej jedynym celem było przebrnąć przez liceum ze świetnymi końcowymi wynikami i dostać stypendium, które pozwoliłoby jej wyrwać się z tej dziury i biedy. „Zero chłopców” - tak brzmiała jej zasada, ale jak się okazuje nie może przejść koło niego obojętnie. Kyland – jeśli to możliwe, wydaje się jeszcze bardziej wymizerowany  i samotny od niej, a co najważniejsze podobnie jak ona żyje nadzieją, że za parę miesięcy otrzyma bilet do lepszego świata w postaci stypendium. Dwoje zdeterminowanych młodych ludzi i jedna szansa na ocalenie. Kto ją otrzyma?

Muszę przyznać, że nie przepadam za książkami, które od początku do końca przesiąknięte są  katastrofami i w których nieszczęścia bombardują bohaterów hurtowo, bo jak dowalić, to z przytupem, a właśnie to zaserwowała mi Mia Sheridan w „Bez szans”. Tenleigh żyje w przyczepie razem z chorą matką oraz o trzy lata starszą siostrą pracującą jako kelnerka. Ojca nawet nie pamięta, gdyż zwiał, gdy była niemowlakiem. Natomiast Kylandowi oberwało się jeszcze bardziej. Żyje w rozpadającym się budynku, jego ojciec i brat zginęli w katastrofie górniczej, a matka nie rusza się z domu. A to tylko początek. Ich droga usiana jest minami, na które bezustannie wdeptują. Na początku książki zastanawiałam się, czy to nie przesada. Ile jest gotowy znieść człowiek, aby w końcu się załamać? Najwyraźniej dużo więcej, niż mi się wydawało. Silna wola i determinacja nie opuszczają bohaterów nawet o krok. Jednak co zrobią, gdy na ich drodze stanie nieproszona miłość? Czy będą zdolni zostawić ją za sobą, zapomnieć i spełniać swoje marzenia?

W książkach Mii Sheridan jest coś takiego, co łapie mnie za serce i nie ma zamiaru puszczać. Czytając „Bez szans” miałam cały czas ściśnięty żołądek i napięte mięsnie. Historia Ten i Kylanda jest bardzo przejmująca. W początkowej fazie tej znajomości, obydwoje próbują trzymać się od siebie z daleka, ale jak się okazuje przyciąganie jest zbyt silne. Chłopak stawia sprawę jasno „nie angażujemy się uczuciowo, bo jak tylko dostane stypendium, to wybywam”, a dziewczyna to akceptuje. Chemia między nimi jest wyczuwalna od pierwszego spotkania, a miłość rodząca się między regałami z książkami i dojrzewająca miedzy kwiatami lawendy, ukazana jest w subtelny i nienachalny sposób. Mia Sheridan ma momentami tendencję do landrynkowych i melodramatycznych tekstów – szczególnie pod koniec powieści. Zdecydowanie nie jest to książka dla przeciwników ckliwych i romantycznych dialogów. Poza tym sama powieść nie jest zbyt zaskakująca. Wiadomo, jak się wszystko skończy i jakie decyzje podejmą bohaterowie, gdy się wszystko skomplikuje, ale nie ukrywam, że w ogóle mi to nie przeszkadzało i czytałam ją z wypiekami na twarzy.

Mimo niezwykle ciężkich tematów poruszonych przez autorkę, książkę czyta się w ekspresowym tempie, a ja dosłownie nie potrafiłam się od niej oderwać i dopiero burczenie w brzuchu uzmysłowiło mi, że kilka godzin minęło jak z bicza strzelił. Kiedy? Nie mam pojęcia. Książki Sheridan są pożeraczem czasu.

Tą powieścią autorka nakreśla, co w życiu powinno być najważniejsze. Bohaterowie poprzez bolesne doświadczenia i wyrzeczenia przewartościowują swoje życie i uzmysławiają sobie, że z ukochaną osobą u swego boku dom i szczęście można naleźć wszędzie. Mają za sobą przeżycia, które złamałby nie jednego człowieka, dlatego ich walka o miłość i marzenia są tym bardziej przejmujące. „Bez szans” to książka pełna dramatycznych decyzji i romantycznych uniesień, wzruszeń i wyjątkowych pocałunków.

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:

0 komentarze