RECENZJA: Listy do utraconej - Brigid Kemmerer

12:33

AUTOR: Brigid Kemmerer
TYTUL ORYGINALU: Letters to the Lost
CYKL:  jednotomowa
STRON: 400
WYDAWNICTWO: YA!
DATA WYDANIA: 27 września 2017
GATUNEK: Young Adult
NARRACJA: pierwszoosobowa
BOHATER: Juliet (17 lat) / Declan (17 lat)

CZAS CZYTANIA:  1 dzień
MOJA OCENA: ★★★★★★★★☆☆

PIERWSZE  ZDANIE:
„Jest takie zdjęcie, o którym nie mogę przestać myśleć.”
OPIS:
Przypadek czy przeznaczenie? Ten list mógł przecież znaleźć każdy…
Declan Murphy to „typ spod ciemnej gwiazdy”. W szkole boją się go nawet nauczyciele. Zbuntowany siedemnastolatek odbywa na cmentarzu obowiązkową pracę na cele społeczne. Pewnego dnia na jednym z grobów znajduje list. Zaintrygowany czyta go i postanawia odpowiedzieć. Gdy Juliet Young odkrywa, że ktoś naruszył jej prywatność i przeczytał list do zmarłej przed niecałym rokiem matki, jest zdruzgotana. Matka Juliet pracowała jako fotoreporterka w różnych miejscach na świecie, dlatego często porozumiewała się z córką poprzez listy. Pokonując złość, odpisuje na wiadomość nieznajomego. Z czasem między Juliet i Declanem rodzi się nić porozumienia.

RECENZJA:
Juliet jest stałą bywalczynią cmentarza, na którym znajduje się grób jej matki, sławnej fotoreporterki, z którą od zawsze wymieniała listy. Nie potrafi pożegnać się z tą tradycją. Mimo iż minął prawie rok od jej śmierci, nadal zostawia przy jej nagrobku listy, w których wylewa najskrytsze myśli. Pewnego dnia na zostawionym wcześniej liście znajduję odpowiedź. Ja też. Dwa słowa, które wzbudzają w niej wściekłość. Postanawia odpisać. Nie spodziewa się, że to wydarzenie zapoczątkuję serię bolesnych wyznań, która zbliży tych dwoje do siebie. Pozostaje jedna niewiadoma… kim jest tajemniczy korespondent?

W „Listach do utraconej” autorka postawiła na dość popularną narrację – pierwszoosobową naprzemienną. Każdy rozdział zaczyna się krótszym lub dłuższym listem, w ostateczności mailem. Mimo iż zarys fabuły nie jest niczym odkrywczym – już nieraz spotkałam się z  anonimowymi korespondentami, na przykład w „P.S. I Like You”, „Lecie koloru wiśni”, „Tak wygląda szczęście”, w których wyjawienie tożsamości dla obu stron jest szokiem, to absolutnie nie uważam, że „Listy do utraconej” są książką wtórną.

Oczywiście dla nas personalia nie są żadną tajemnicą. Po drugiej stronie listów znajduje się Declan Murphy, który trafia na list Juliet podczas wykonywania prac społecznych na cmentarzu. Dla wszystkich jest on wykolejeńcem bez przyszłości. Każdy trzyma się od niego z daleka, gdyż samo wrogie nastawienie chłopaka jest odpychające. Wzorowa uczennica i zły chłopiec – kolejny oklepany motyw, do którego można by się przyczepić. Aczkolwiek ja tego nie zrobię, gdyż bardzo podobało mi się ukazanie zarówno Declana, jak i Juliet. On zmagający się ze swoim ojczymem, oraz bolesną przeszłością, która mocno wpłynęła na jego zachowanie. Skrywa się za maską niewzruszonego i zbuntowanego nastolatka, ale jak każdy pragnie akceptacji oraz miłości bliskich. Ona jest jakby zamrożona w przeszłości – po bolesnej stracie nie potrafi ruszyć dalej. Porzuciła swoje hobby – fotografię, bo wydaje jej się, że nigdy nie dorówna matce, która w jej umyśle urosła do rangi bogini. Obydwoje nie potrafią otworzyć się przed bliskimi, ale jak się okazuje rozmowa z nieznajomym może mieć właściwości uzdrawiające. Na szczęście historia Declana i Julet, to nie piękna opowieść o sile miłości – co to, to nie. To porostu nieprzesłodzona historia dwojga ludzi, którzy poznali się przez przypadek i którzy znajdują wspólny język, zrozumienie i ukojenie w kierowanych do siebie słowach.

Kolejnym elementem, którego nie mogę pominąć są postaci drugoplanowe, które pokochałam jeszcze bardziej od tych głównych – szczególnie jednego. Reva – najlepszego przyjaciela Declana, który pod wielką bluzą z kapturem narzuconym na głowę skrywał swoją bolesną historię, która nie odstępowała nic tym głównym. Szkoda tyle, że Brigid Kemmerer nie pociągnęła tego troszeczkę dalej, bo czułam lekki niedosyt. Podobało mi się również to, że nie brak było dorosłych (rodziców czy nauczycieli), którzy uczestniczyli w życiu nastolatków. Ci pierwsi starali się poradzić z własnymi demonami, jednocześnie wspierając swoje dzieci. Z różnym skutkiem. Natomiast drudzy, swoimi sposobami, delikatną perswazją próbowali przemówić do swoich uczniów. Pan Gerardi, nauczyciel fotografii oraz pani Hillard, nauczycielka angielskiego, to pedagodzy godni medali.

Stereotypów w tej książce nie brak – bolesna przeszłość bohaterów, problemy rodzinne czy bad boy kontra szara myszka, ale „Listy do utraconej” mają  w sobie to ciepło, które doceniam w powieściach. Daje nadzieje i rodzi wiarę w lepsze jutro. Jest to książka o życiu i śmierci, o przeszłości i przyszłości, o pożegnaniach i nowych początkach.

0 komentarze