RECENZJA: Elantris - Brandon Sanderson

17:05

AUTOR: Brandon Sanderson
TYTUL ORYGINALU:  Elantris
CYKL:  Elantris #1
STRON: 784
WYDAWNICTWO: Mag
DATA WYDANIA: 14 września 2016
GATUNEK: Fantastyka
NARRACJA: trzecioosobowa
BOHATER: Raoden/Sarene/Hrathen

CZAS CZYTANIA:  4 dni
MOJA OCENA: ★★★★★★★★★★

PIERWSZE  ZDANIE:
„Elantris kiedyś było piękne.”
OPIS:
Elantris - gigantyczne, piękne, dosłownie promienne miasto, zamieszkane przez istoty wykorzystujące swoje potężne zdolności magiczne, by pomagać ludowi Arelonu. Każda z tych boskich istot była jednak kiedyś zwykłym człowiekiem, dopóki nie dotknęła jej tajemnicza, odmieniająca moc Shaod. A potem, dziesięć lat temu, magia zawiodła. Elantryjczycy stali się zniszczonymi, słabymi, podobnymi do trędowatych istotami, a samo Elantris okryło się mrokiem, brudem i popadło w ruinę. Shaod stał się przekleństwem. Nowa stolica Arelonu, Kae, przycupnęła w cieniu Elantris, a jej mieszkańcy ze wszystkich sił ją ignorowali. Księżniczka Sarene z Ted przybywa do Kae, by zawrzeć polityczne małżeństwo z księciem korony Raodenem. Sądząc z korespondencji, mogła się spodziewać, że odnajdzie miłość. Dowiaduje się jednak, że Raoden nie żyje, a ona uważana jest za wdowę po nim...

RECENZJA:
Na wstępie muszę wspomnieć, że zapewne ta recenzja wyjdzie bardzo chaotyczna, za co przepraszam, ale w mojej głowie panuję prawdziwa zawierucha, przez co nie potrafię uporządkować myśli. Dla mnie w książkach Sandersona jest wszystko, co potrzebuje do szczęścia, a opisując moje wrażenia po jej przeczytaniu jestem cała roztrzęsiona…

Niegdyś Elantris było najpiękniejszym miastem w całym Opelonie. Zachwycało swoją architekturą, majestatycznością, a jego mieszkańcy posiadający wyjątkowe umiejętności, byli czczeni niczym bóstwa. Tak było dziesięć lat temu, ale nastał Shaod i wszystko zmienił. Magia poszła w zapomnienie, miasto popadło w ruinę, a większość mieszkańców przestała istnieć – ci co zostali, zmienili się w przerażające istoty pozbawione rozumu, z poplamioną i zmarszczoną skórą. Elantryjczykiem mógł zostać każdy od chłopa po arystokratę. Raoden rano jest księciem Arelonu, a wieczorem wbrew swojej woli zostaje wtrącony do Elantris. Shaod zabrał mu wygląd – stracił włosy,  skóra zaczęła się marszczyć i zmieniać kolor – jednak obiecał sobie, że nie straci jednego – rozumu.

Coraz częściej wydaje mi się, że nie ważne co by Sanderson napisał, to ja i tak to pochłonę i poproszę o więcej. Czemu tak się dzieję? Głównie dlatego, ze uwielbiam styl autora. Dla mnie jest on fenomenalny – prosty, ale pod takim względem, że „Elantris” przesączona jest nazwami własnymi odnoszącymi się do magii AonDor czy różnych religii, ale autor ma na tyle lekkie pióro, że nie przytłacza tym nazewnictwem. Poza tym w bardzo niewymuszony sposób potrafi wtrącać różnego rodzaju porównania, zawsze niezwykle trafne, a same dialogi są nieco górnolotne - autor niejednorodnie wkłada w usta swoich bohaterów wielkie, mądre słowa, ale także potrafi rozbawić kapitalnym, często ironicznym humorem. Wydaje mi się, ze jego słownik nie ma granicy. Dla mnie umysł Sandersona jest nieodgadniony…

Nie mieści się w mojej głowie, jak można stworzyć tyle serii, ile stworzył Sanderson i każda z nich jest tak szalenie niepowtarzalna. W „Elantris” jest wyjątkowo mało magii, co mnie zaskoczyło. Pod tym względem ta seria jest zdecydowanie inna od chociażby „Ostatniego Imperium” czy „Archiwum burzowego światła”, w których magiczne umiejętności są zaprezentowane na stracie. Oczywiście od pierwszej strony czuć, iż Elantris to ponadprzeciętne miasto, które otoczone jest mgiełką tajemniczości i wiemy, że jest to związane z zapomnianą magią. Aczkolwiek dopiero z Raodenem odkrywamy jej tajniki, powoli wdrażamy się w umiejętności, którymi posługiwali się Elantryjczycy sprzed dziesięciu laty. AonDor to magia, która polega na malowaniu skomplikowanych wzorów, np. w powietrzu, zwanych Aonami. Można je wzmacniać lub ukierunkować modyfikatorami. W ten sposób można stworzyć wszystko czego dusza zapragnie – zmieniać kamień w jedzenie, teleportować się czy leczyć najpoważniejsze rany czy choroby.

Poza tym klimat powieści jest fenomenalny… z jednej strony mamy nędznych elantryjczyków, żyjących w zapadających się budynkach, wszechobecnym brudzie, szlamie, zrezygnowanych i jęczących po kątach, pozbawionych wszelkiej nadziei i odczuwających wieczny głód, bo miasto pozbawione jest żywności, której nie dostają z zewnątrz. Z drugiej strony zostajemy zderzeni z całkiem innym światem. Kae przycupnięte na wchodzie Elantris, prezentuje się wyjątkowo marnie przy sąsiedzie, ale zamieszkane jest przez bogatych arystokratów, organizujących bale i zastanawiających się kto ma większy majątek. Zderzenie tych dwóch światów jest bardzo gwałtowne i wstrząsające.

Bohaterowie wywołują kolejną gonitwę myśli. Nawet nie wiem od czego zacząć. Autor w największym stopniu skupia się na trzech protagonistach: Raodenie, Sarene oraz Hrathenie. Raoden zanim trafił do Elantris, był bardzo szanowanym przez obywateli księciem - w przeciwieństwie do swego ojca. Z bezpiecznego pałacu trafia do zdegenerowanego miasta, gdzie na każdym kroku czai się niebezpieczeństwo. Jest niezwykle inteligentny,  potrafi zjednoczyć ludzi we wspólnym celu, a co najważniejsze jest autorytetem dla innych. Sarene to księżniczka z Teodu, która pojawiła się w Arolenie celem poślubienia królewskiego syna (Raodena), jednak się spóźniła, bo książę wyzionął ducha. Niestety kontrakt małżeński zmusza ją do pozostania w Arelonie. Sarene czuje się jak ryba w wodzie wśród spiskujących i podstępnych arystokratów. Jest zdecydowana, bardzo uparta, ale jednocześnie ma w sobie pewną nutkę delikatności i kobiecości. Jak się na coś uprze to nie odpuści. Haraten to gyorn (kapłan), którego celem jest zjednoczenie wszystkich królestw w jednej religii – Shu-Dereth.  Arelon oraz Teod to jego ostatnie cele. Owego zjednoczenia chcę dokonać bez rozlewu krwi, ale czy będzie to możliwe? Jego postać sieje najwięcej chaosu i wywołuje masę konfliktów. Wzbudzał we mnie skrajne negatywne emocje, ale gdzieś tam głęboko podziwiałam jego oddanie sprawie i zawziętości. To jest właśnie piękne u Sandersona – każda postać ma w sobie głębie, która tylko czeka, aby ja odkryć. Co ważniejsze bohaterowie wykreowani przez Sandersona mają w sobie pewną dojrzałość, wewnętrzną mądrość i większości z nich po prostu nie da się nie lubić. Oprócz głównej trójki, warto wspomnieć o Galladonie – marudnym i pesymistycznym elantyjczyku, który jako pierwszy wyciągnął pomocną dłoń do Reaodena czy Kiinie – utalentowanym kulinarnie wujku Sarene. Chciałabym wymienić więcej, bo wiele postaci jest godnych uwagi, ale ta recenzja miałaby niewyobrażalne rozmiary (a i tak rozrasta się w niebezpiecznym tempie).

Co mnie zastanawia – akcja tej książki nie gna na łeb na szyję – jest raczej stonowana – głownie pierwsza połowa, ale ja i tak chciałam więcej i więcej. Nie mogłam przestać o niej myśleć… cały czas zastanawiałam się, co będzie dalej, snułam własne teorie… przez co byłam niczym zombie dla świata, bo nawet gdy jej nie czytałam, byłam zakopana we własnym umyśle. A kiedy książka ponownie trafiała w moje ręce, czułam się ja w siódmym niebie – niczym ćpun, który dostał swoją działkę – to przerażające. Dochodzę do wniosku, że autor naprawdę w niesamowity sposób zarysował fabułę, która mimo, że spokojna, była niezwykle intrygująca. Tak naprawdę dopiero od połowy zaczęło się wszystko ładnie zazębiać, pojawiło się sporo niespodzianek… a zakończenie to kwintesencja Sandersona… wstrząsające i nieco przygnębiające zarazem.

O tej powieści mogłabym pisać i pisać… powstałaby makabrycznie obszerna rozprawka, bo książki Sandersona są wyjątkowo rozbudowane i niewątpliwie jest o czym pisać. Nie jest to prosta historia fantastyczna z jednotorową akcją, ale ma ona wiele rozgałęzień i odnóg. Największą rolę odrywa polityka, przeciwstawienie władzy oraz religia, a raczej fanatyzm religijny. Wszyscy bohaterowie są biegli w sztuce manipulacji - prowadzą grę, kto kogo przechytrzy w pierwszej kolejności. Jednak jak to w książkach Sandersona równie ważną rolę odrywa przyjaźń, honor i prawdziwa odwaga. Nie mogę uwierzyć, że to debiut autora. Nie jestem w stanie pojąć jego geniuszu swoim ograniczonym rozumem. Składam pokłony do samej ziemi.

Cykl „Elantris”:
1.Elantris
1,5.Dusza cesarza
2.?

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
      

0 komentarze