AUTOR: Brandon Sanderson
TYTUL
ORYGINALU: Warbreaker
CYKL: Siewca wojny #1
STRON: 672
WYDAWNICTWO:
Mag
DATA WYDANIA: 26 października 2016
GATUNEK: Fantastyka
NARRACJA: trzecioosobowa
BOHATER: Vasher/Siri/Vivenna/Dar
Pieśni
CZAS CZYTANIA: 5 dni
MOJA OCENA: ★★★★★★★★★☆
PIERWSZE ZDANIE:
„To zabawne, pomyślał
Vasher, że tak wiele historii w moim życiu zaczyna się od tego, że wtrącają
mnie do więzienia.”
OPIS:
"Rozjemca"
to opowieść o dwóch siostrach, które urodziły się księżniczkami, o Królu-Bogu,
który ma poślubić jedną z nich, pomniejszym bóstwie, które nie wierzy w siebie,
i o nieśmiertelnym człowieku starającym się naprawić błędy, jakich dopuścił się
setki lat temu. W ich świecie ci, którzy zginęli w chwalebny sposób, powracają
jako bogowie i żyją w zamknięciu w stolicy Hallandren. W tym samym świecie o
potędze magii stanowi moc zwana Biochromą, oparta na Oddechach, które można
zbierać jedynie pojedynczo od konkretnych osób. Dzięki Oddechom i czerpaniu
koloru z nieożywionych przedmiotów Rozbudzający są w stanie zarówno dopuszczać
się nikczemności, jak i tworzyć cuda. Siri i Vivenna, księżniczki Idris; Dar
Pieśni, zniechęcony bóg odwagi, Król-Bóg Susebron i tajemniczy Vasher -
Rozjemca, zetkną się z jednymi i drugimi.
RECENZJA:
Siedemnastoletnia Siri do
niedawna była najmłodszą księżniczką Idrisu, co wiązało się z tym, że wiele
było jej wybaczane i mogła pozwolić sobie na swawolę. Do czasu, aż jej ojciec, przerażony
perspektywą wojny, postanawia wysłać ją do Hallandren zamiast najstarszej
siostry Vivenny. Zgodnie z zawartym przed laty traktatem ma poślubić Króla-Boga.
Jednak czy to powstrzyma okrutnego władcę przed zaatakowaniem Idris?
Dziewczyna trafia na dwór
pełen tajemnic, niebezpieczeństw i… bogów. Jednym z nich jest Dar Pieśni –
Powracający, który podważa swoją świętość i nie może znieść swoich nudnych
obowiązków. Popada w zniechęcenie… czy coś lub ktoś jest w stanie wyciągnąć go
z tego marazmu?
Vivienna nie może pogodzić
się z decyzją ojca i postanawia uratować swoją delikatną i bezbronną
siostrzyczkę przed okrutnym losem. Nie wie tylko jednego – osiągnięcie celu
będzie bardziej kosztowne niż przypuszczała. Ile będzie zdolna zapłacić za
próbę doprowadzenia swej misji do końca?
Jakby tego było mało w T’Telir
stolicy Hallandren pojawia się tajemniczy mężczyzna z czarnym mieczem u boku.
Kim jest Vasher i jaka jest jego rola w całej tej historii?
Nie zdziwiło mnie to, że
autor już od pierwszy stron rzuca czytelnika na głęboką wodę – cały Sanderson. Jednak
zanim zaczęłam czytać, postanowiłam zerknąć na słowniczek, który wywołał moje zdziwienie,
bo miał tylko 3 strony. Pomyślałam sobie, że to będzie pestka. Zapewne coś mało
skomplikowanego. Tak, oczywiście naiwniaku. Zaczęłam czytać i… z początku byłam
przerażona. Nic nie rozumiałam. Zaczęłam myśleć: „masz mózg jak orzeszek”. Możecie
sobie tylko wyobrazić jaka była moja ulga, kiedy z czasem wszystko się
wyklarowało i w końcu zaczęłam ogarniać. Jak zawsze zbaczam z tematu - zaczęłam się rozpisywać i w końcu na napisałam
na czym polega owa magia przedstawiona w „Rozjemcy”.
Sanderson stworzył coś
fenomenalnego i zaiste oryginalnego (co oczywiście mnie nie dziwi). BioChroma
polega na magazynowaniu Oddechów. Każdy człowiek ma jeden oddech, który może
sprzedać czy oddać, ale tylko dobrowolnie, co oczywiście nie równa się śmierci.
Staje się wtedy Bezbarwnym, natomiast posiadacz owych Oddechów staje się Rozbudzającym.
Dzięki nim czerpiąc kolor z otaczających przedmiotów może ożywiać martwą naturę
i wydawać jej Rozkazy. To jakie posiada umiejętności i na ile
może sobie pozwolić zależy od ilości zmagazynowanych Oddechów. Im ma ich więcej,
tym zyskuję większy stopień Wywyższenia. Istnieje również takie pojęcie, jak
Powracający, który zmarł i z jakiegoś nieznanego mu i innym powodu powrócił do
żywych. Nie pamięta swojego poprzedniego życia i jest nieśmiertelny, ale tylko
do momentu, kiedy są mu dostarczane Oddechy. W Hallandren Powracający są
bóstwami. Wierzy się, że powrócili, bo mają jakąś misję do wykonania.
Jako, że Sanderson lubuję się
w tematyce teologii i jest ona mocno poruszana w każdej jego książce, to w „Rozjemcy” też nie mogło tego zabraknąć.
Religia w tej powieści odgrywa szalenie istotną rolę - była rdzeniem każdego
wydarzenia. Poznajemy dwie niezwykle różniące się od siebie religie. Mieszkańcy
Idrisu wierzą w boga Austre, który jest bezcielesny, jest bogiem koloru, co
znaczy, że wszyscy mieszkańcy mają wystrzegać się jaskrawych barw, bo są one
zarezerwowane jedynie dla bóstwa. Religia Hallandren jest całkowicie odmienna.
Bóstwa może zobaczyć każdy. Istnieje ich cały panteon, a na ich czele stoi najsilniejszy
z nich - Król-Bóg. Cale królestwo jest pełne intensywnych barw, na ulicach czy
strojach mieszkańców. Strasznie podobał mi się ten kontrast. Siri, która przybyła
do Hallandren była w ogromnym szoku, kiedy zobaczyła jak noszą się tamtejsi mieszkańcy.
Czuła się zgorszona, ale jednocześnie zafascynowana.
Na koniec zostawiłam
najciekawsze – przynajmniej w moim mniemaniu, bo pisząc tę recenzję uparłam
się, że muszę podać jakąś wadę tej powieści. Muszę znaleźć jakiś choć malutki
mankament. Zanim zaczęłam ją czytać, zauważyłam jeden, który zakuł mnie w
oczy. Przyzwyczajona do cudownym wydań powieści Sandersona – licznych mapek czy
ilustracji, nie mogłam przeboleć tego, że w „Rozjemcy” jest tylko jedna (czarno-biała) mapka. Tylko jedna!? Toż
to oburzające. Podczas czytania żałowałam, że nie ma mapy całego kontynentu,
gdzie mogłabym zerkać na ukształtowanie terenu królestw, o których było
wspominane w tekście, bo to na pewno umiliłoby czytanie. Jednak wiem, że jest
to minus nieco naciągany. Mapka – ale wadę znalazła! Żeby nie było znalazłam
jeszcze jedną. Zaszalałam! Ta jest znacznie poważniejsza i ma związek z samym
tekstem. Mianowicie: wolno rozgrywająca się akcja. Zdaje sobie sprawę z tego,
że wiele osób narzeka na to u Sandersona, ale do tej pory ja tego nie odczułam
na własnej skórze. Natomiast w „Rozjemcy”
po części tego zakosztowałam. Przez większą część książki niewiele się dzieje.
Autor powoli przedstawia sytuację polityczną, religijną czy społeczną z
perspektywy głównych bohaterów i nieśpiesznie łączy je w spójny łańcuch
zdarzeń. Pojawiają się intrygi, nawiązują się sojusze, ale to wszystko twa. Osobiście
nie mogę napisać, że to było nudne, bo odczuwałam napięcie czy niepokój płynący
z akcji i jak to u Sandersona wszystko było na tyle skomplikowane, że za nic w
świecie nie potrafiłam połączyć wydarzeń w logiczną całość. Dopiero ostatnie
dwieście stron ruszyło z kopyta. Autor zaszalał. Nie potrafię zliczyć ile razy mnie
zszokował. Łapałam się za głowę z niedowierzania.
Kiedy przychodzi co do czego
i muszę napisać recenzję książki Sandersona, to kończy się na tym, że jest ona
monstrualna, ale ja naprawdę nic na to nie poradzę. Przepraszam was, ale muszę
napisać jeszcze o jednej rzeczy – bohaterach. Ja szczególnie rozmiłowałam się w
dwóch z nich. Pierwszym był Dar Pieśni, którego rozdziały były naszpikowane
ironią, humorem oraz rezolutnymi dialogami. Ten skłonny do depresji,
podważający własny autorytet bóg rozbroił mnie całkowicie. Poza tym opanował on
do perfekcji irytowanie każdego na panteonie. Wszyscy widzieli w nim boskość,
budził ogólny szacunek, a on nie mógł tego znieść. Jak nie polubić takiej postaci? Nie da
się! Kolejnym moim ulubieńcem był Vasher. Cóż mogę poradzić na to, że uwielbiam
takie nieprzeniknione postaci? Działał on w pojedynkę, a raczej w towarzystwie
marudzącego miecza. Tak, dobrze zrozumieliście - miecza, który urządza sobie
szalone konwersacje z własnym właścicielem i jego jedynym celem jest sianie
spustoszenia. Ach ta krew i flaki! Jak on tego łaknie! Co więcej tajemnica tej
pary okazała się miażdżąca. To było fenomenalne! Natomiast Siri i Vivenna były
protagonistkami, które mocno się zmieniły w przeciągu całej akcji. Każda z nich
była inna – Vivenna wyszkolona na pewną siebie i dostojną, a Siri nieokrzesana,
niezdyscyplinowana – obie przejdą bolesną i pouczającą drogę, która mocno
wpłynie na ich charaktery.
Szukacie książki z masą
spisków i konspiracji, z nieprzeniknioną akcją, która doprowadzi wasz mózg do
wrzenia, ale i tak nie domyślicie się zakończenia? To nie musicie szukać dalej,
bo właśnie ją znaleźliście! Niezmiernie podobało mi się to, że w tej książce nic nie jest
takie jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Kiedy już byłam przekonana, że
rozgryzłam jakąś postać czy domyśliłam się przebiegu akcji i cieszyłam się ze
swojej przenikliwości, nagle okazywało się, że nic bardziej mylnego. Sanderson niejednokrotnie
sprawił, że zbierałam szczękę z podłogi. Ach! Nigdy mi się to nie znudzi!
Cykl „Siewca wojny”:
1.Rozjemca
2.Nightblood
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz