Wyzwania

26.11.2016

RECENZJA: Rozjemca - Brandon Sanderson

AUTOR: Brandon Sanderson
TYTUL ORYGINALU:  Warbreaker
CYKL:  Siewca wojny #1
STRON: 672
WYDAWNICTWO: Mag
DATA WYDANIA: 26 października 2016
GATUNEK: Fantastyka
NARRACJA: trzecioosobowa
BOHATER: Vasher/Siri/Vivenna/Dar Pieśni

CZAS CZYTANIA:  5 dni
MOJA OCENA: ★★★★★★★★★

PIERWSZE  ZDANIE:
„To zabawne, pomyślał Vasher, że tak wiele historii w moim życiu zaczyna się od tego, że wtrącają mnie do więzienia.”
OPIS:
"Rozjemca" to opowieść o dwóch siostrach, które urodziły się księżniczkami, o Królu-Bogu, który ma poślubić jedną z nich, pomniejszym bóstwie, które nie wierzy w siebie, i o nieśmiertelnym człowieku starającym się naprawić błędy, jakich dopuścił się setki lat temu. W ich świecie ci, którzy zginęli w chwalebny sposób, powracają jako bogowie i żyją w zamknięciu w stolicy Hallandren. W tym samym świecie o potędze magii stanowi moc zwana Biochromą, oparta na Oddechach, które można zbierać jedynie pojedynczo od konkretnych osób. Dzięki Oddechom i czerpaniu koloru z nieożywionych przedmiotów Rozbudzający są w stanie zarówno dopuszczać się nikczemności, jak i tworzyć cuda. Siri i Vivenna, księżniczki Idris; Dar Pieśni, zniechęcony bóg odwagi, Król-Bóg Susebron i tajemniczy Vasher - Rozjemca, zetkną się z jednymi i drugimi.

RECENZJA:
Siedemnastoletnia Siri do niedawna była najmłodszą księżniczką Idrisu, co wiązało się z tym, że wiele było jej wybaczane i mogła pozwolić sobie na swawolę. Do czasu, aż jej ojciec, przerażony perspektywą wojny, postanawia wysłać ją do Hallandren zamiast najstarszej siostry Vivenny. Zgodnie z zawartym przed laty traktatem ma poślubić Króla-Boga. Jednak czy to powstrzyma okrutnego władcę przed zaatakowaniem Idris?
Dziewczyna trafia na dwór pełen tajemnic, niebezpieczeństw i… bogów. Jednym z nich jest Dar Pieśni – Powracający, który podważa swoją świętość i nie może znieść swoich nudnych obowiązków. Popada w zniechęcenie… czy coś lub ktoś jest w stanie wyciągnąć go z tego marazmu?
Vivienna nie może pogodzić się z decyzją ojca i postanawia uratować swoją delikatną i bezbronną siostrzyczkę przed okrutnym losem. Nie wie tylko jednego – osiągnięcie celu będzie bardziej kosztowne niż przypuszczała. Ile będzie zdolna zapłacić za próbę doprowadzenia swej misji do końca?
Jakby tego było mało w T’Telir stolicy Hallandren pojawia się tajemniczy mężczyzna z czarnym mieczem u boku. Kim jest Vasher i jaka jest jego rola w całej tej historii?  

Nie zdziwiło mnie to, że autor już od pierwszy stron rzuca czytelnika na głęboką wodę – cały Sanderson. Jednak zanim zaczęłam czytać, postanowiłam zerknąć na słowniczek, który wywołał moje zdziwienie, bo miał tylko 3 strony. Pomyślałam sobie, że to będzie pestka. Zapewne coś mało skomplikowanego. Tak, oczywiście naiwniaku. Zaczęłam czytać i… z początku byłam przerażona. Nic nie rozumiałam. Zaczęłam myśleć: „masz mózg jak orzeszek”. Możecie sobie tylko wyobrazić jaka była moja ulga, kiedy z czasem wszystko się wyklarowało i w końcu zaczęłam ogarniać. Jak zawsze zbaczam z tematu -  zaczęłam się rozpisywać i w końcu na napisałam na czym polega owa magia przedstawiona w „Rozjemcy”.

Sanderson stworzył coś fenomenalnego i zaiste oryginalnego (co oczywiście mnie nie dziwi). BioChroma polega na magazynowaniu Oddechów. Każdy człowiek ma jeden oddech, który może sprzedać czy oddać, ale tylko dobrowolnie, co oczywiście nie równa się śmierci. Staje się wtedy Bezbarwnym, natomiast posiadacz owych Oddechów staje się Rozbudzającym. Dzięki nim czerpiąc kolor z otaczających przedmiotów może ożywiać martwą naturę i wydawać jej Rozkazy. To jakie posiada umiejętności i na ile może sobie pozwolić zależy od ilości zmagazynowanych Oddechów. Im ma ich więcej, tym zyskuję większy stopień Wywyższenia. Istnieje również takie pojęcie, jak Powracający, który zmarł i z jakiegoś nieznanego mu i innym powodu powrócił do żywych. Nie pamięta swojego poprzedniego życia i jest nieśmiertelny, ale tylko do momentu, kiedy są mu dostarczane Oddechy. W Hallandren Powracający są bóstwami. Wierzy się, że powrócili, bo mają jakąś misję do wykonania.

Jako, że Sanderson lubuję się w tematyce teologii i jest ona mocno poruszana w każdej jego książce, to w „Rozjemcy” też nie mogło tego zabraknąć. Religia w tej powieści odgrywa szalenie istotną rolę - była rdzeniem każdego wydarzenia. Poznajemy dwie niezwykle różniące się od siebie religie. Mieszkańcy Idrisu wierzą w boga Austre, który jest bezcielesny, jest bogiem koloru, co znaczy, że wszyscy mieszkańcy mają wystrzegać się jaskrawych barw, bo są one zarezerwowane jedynie dla bóstwa. Religia Hallandren jest całkowicie odmienna. Bóstwa może zobaczyć każdy. Istnieje ich cały panteon, a na ich czele stoi najsilniejszy z nich - Król-Bóg. Cale królestwo jest pełne intensywnych barw, na ulicach czy strojach mieszkańców. Strasznie podobał mi się ten kontrast. Siri, która przybyła do Hallandren była w ogromnym szoku, kiedy zobaczyła jak noszą się tamtejsi mieszkańcy. Czuła się zgorszona, ale jednocześnie zafascynowana.

Na koniec zostawiłam najciekawsze – przynajmniej w moim mniemaniu, bo pisząc tę recenzję uparłam się, że muszę podać jakąś wadę tej powieści. Muszę znaleźć jakiś choć malutki mankament. Zanim zaczęłam ją czytać, zauważyłam jeden, który zakuł mnie w oczy. Przyzwyczajona do cudownym wydań powieści Sandersona – licznych mapek czy ilustracji, nie mogłam przeboleć tego, że w „Rozjemcy” jest tylko jedna (czarno-biała) mapka. Tylko jedna!? Toż to oburzające. Podczas czytania żałowałam, że nie ma mapy całego kontynentu, gdzie mogłabym zerkać na ukształtowanie terenu królestw, o których było wspominane w tekście, bo to na pewno umiliłoby czytanie. Jednak wiem, że jest to minus nieco naciągany. Mapka – ale wadę znalazła! Żeby nie było znalazłam jeszcze jedną. Zaszalałam! Ta jest znacznie poważniejsza i ma związek z samym tekstem. Mianowicie: wolno rozgrywająca się akcja. Zdaje sobie sprawę z tego, że wiele osób narzeka na to u Sandersona, ale do tej pory ja tego nie odczułam na własnej skórze. Natomiast w „Rozjemcy” po części tego zakosztowałam. Przez większą część książki niewiele się dzieje. Autor powoli przedstawia sytuację polityczną, religijną czy społeczną z perspektywy głównych bohaterów i nieśpiesznie łączy je w spójny łańcuch zdarzeń. Pojawiają się intrygi, nawiązują się sojusze, ale to wszystko twa. Osobiście nie mogę napisać, że to było nudne, bo odczuwałam napięcie czy niepokój płynący z akcji i jak to u Sandersona wszystko było na tyle skomplikowane, że za nic w świecie nie potrafiłam połączyć wydarzeń w logiczną całość. Dopiero ostatnie dwieście stron ruszyło z kopyta. Autor zaszalał. Nie potrafię zliczyć ile razy mnie zszokował. Łapałam się za głowę z niedowierzania.

Kiedy przychodzi co do czego i muszę napisać recenzję książki Sandersona, to kończy się na tym, że jest ona monstrualna, ale ja naprawdę nic na to nie poradzę. Przepraszam was, ale muszę napisać jeszcze o jednej rzeczy – bohaterach. Ja szczególnie rozmiłowałam się w dwóch z nich. Pierwszym był Dar Pieśni, którego rozdziały były naszpikowane ironią, humorem oraz rezolutnymi dialogami. Ten skłonny do depresji, podważający własny autorytet bóg rozbroił mnie całkowicie. Poza tym opanował on do perfekcji irytowanie każdego na panteonie. Wszyscy widzieli w nim boskość, budził ogólny szacunek, a on nie mógł tego znieść. Jak nie polubić takiej postaci? Nie da się! Kolejnym moim ulubieńcem był Vasher. Cóż mogę poradzić na to, że uwielbiam takie nieprzeniknione postaci? Działał on w pojedynkę, a raczej w towarzystwie marudzącego miecza. Tak, dobrze zrozumieliście - miecza, który urządza sobie szalone konwersacje z własnym właścicielem i jego jedynym celem jest sianie spustoszenia. Ach ta krew i flaki! Jak on tego łaknie! Co więcej tajemnica tej pary okazała się miażdżąca. To było fenomenalne! Natomiast Siri i Vivenna były protagonistkami, które mocno się zmieniły w przeciągu całej akcji. Każda z nich była inna – Vivenna wyszkolona na pewną siebie i dostojną, a Siri nieokrzesana, niezdyscyplinowana – obie przejdą bolesną i pouczającą drogę, która mocno wpłynie na ich charaktery.

Szukacie książki z masą spisków i konspiracji, z nieprzeniknioną akcją, która doprowadzi wasz mózg do wrzenia, ale i tak nie domyślicie się zakończenia? To nie musicie szukać dalej, bo właśnie ją znaleźliście! Niezmiernie podobało mi się to, że w tej książce nic nie jest takie jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Kiedy już byłam przekonana, że rozgryzłam jakąś postać czy domyśliłam się przebiegu akcji i cieszyłam się ze swojej przenikliwości, nagle okazywało się, że nic bardziej mylnego. Sanderson niejednokrotnie sprawił, że zbierałam szczękę z podłogi. Ach! Nigdy mi się to nie znudzi!

Cykl „Siewca wojny”:
1.Rozjemca
2.Nightblood

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz