Wyzwania

17.11.2016

RECENZJA: Cmętarz zwieżąt - Stephen King

AUTOR: Stephen King
TYTUL ORYGINALU:  Pet Sematary
CYKL:  jednotomowa
STRON: 424
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
DATA WYDANIA: 12 maja 2009
GATUNEK: Horror/Fantastyka
NARRACJA: trzecioosobowa
BOHATER: Louis Creed (35 lat)

CZAS CZYTANIA:  3 dni
MOJA OCENA: ★★★★★★★★☆☆

PIERWSZE  ZDANIE:
„Louis Creed stracił ojca, gdy miał zaledwie trzy lata; nigdy nie poznał swoich dziadków i nie oczekiwał bynajmniej, że wkraczając w wiek średni znajdzie nowego ojca, jednakże tak właśnie się stało – choć, jak wypada dorosłemu mężczyźnie, spotykającemu tak późno człowieka, który winien odgrywać tę rolę, nazywał go przyjacielem.”
OPIS:
Zazwyczaj przeprowadzka to początek nowego życia, ale dla rodziny Creedów stała się początkiem ich końca. Mistrz horroru Stephen King zaprasza czytelników na wycieczkę do piekła i z powrotem!
Na świecie istnieją dobre i złe miejsca. Nowy dom rodziny Creedów w Ludlow był niewątpliwie dobrym miejscem - przytulną, przyjazną wiejską przystanią po zgiełku i chaosie Chicago. Cudowne otoczenie Nowej Anglii, łąki, las; idealna siedziba dla młodego lekarza, jego żony, dwójki dzieci i kota. Wspaniała praca, mili sąsiedzi - i droga, po której nieustannie przetaczają się ciężarówki. Droga i miejsce za domem, w lesie, pełne wzniesionych dziecięcymi rękami nagrobków, z napisem na bramie: CMĘTARZ ZWIEŻĄT (cóż, nie wszystkie dzieci znają dobrze ortografię...). 
Ci, którzy nie znają przeszłości, zwykle ją powtarzają... i nie chcą słuchać ostrzeżeń.
Stephen King napisał tę powieść podczas pobytu w wynajętym domku w Orrington, w stanie Maine. Fakt ten nic by nie znaczył, gdyby nie cmentarz zwierząt, który znajdował się za domkiem... Powieść zekranizowano w 1989 roku, scenariusz napisał sam autor książki (film znany w Polsce pod tytułem „Smętarz dla zwierzaków”). King wystąpił w filmie w roli księdza odprawiającego mszę podczas pogrzebu.

RECENZJA:
Louis Creed oraz jego rodzina: żona Rachel, pięcioletnia córka Eileen, niespełna dwuletni syn Gage oraz kot Winston Churchill przeprowadzają się z zatłoczonego i głośnego Chicago do spokojnego i cichego Ludlow w stanie Main. Mężczyzna otrzymał nową posadę jako kierownik ambulatorium na uniwersytecie, co było główną przyczyną przeprowadzki. Zamieszkują w przytulnym domu w otoczeniu sympatycznych sąsiadów i jedyne co im spędza sen z powiek, to ruchliwa droga nieopodal budynku.

W kilkukilometrowej odległości od domu Creedów znajduje się tytułowy Cmętarz zwieżąt, gdzie okoliczne dzieci grzebią swoje zmarłe pociechy. Pewnego dnia, podczas nieobecności rodziny, Church, ukochany kot Eileen ginie pod kołami ciężarówki. Louis za namową sąsiada Juda postanawia pochować zwierzaka na osławionym cmentarzu. Mężczyzna przeżywa szok, kiedy następnego dnia spotyka kota w swoim domu – cuchnącego ziemią, ale żywego. Jednak czy to na pewno to samo zwierzę, które każdej nocy spało w łóżeczku z jego córeczką?

Książka mocno mnie zaskoczyła, bo zdecydowanie nie była tym czego się spodziewałam, zarówno po fabule, jak i przebiegu akcji. Oczekiwałam mrożących krew w żyłach scen, a „Cmętarz zwieżąt” zdecydowanie nie miał zamiaru straszyć czytelnika. Nie uważam tego za wadę, bo powieść i tak mi się podobała - miała złowieszczy klimat. Książkę można podzielić na dwie części: pierwszą - szczęśliwą, ukazującą spokojne życie rodziny Creedów oraz drugą – mroczną, pełną cierpienia i desperacji. „Cmętarz zwieżąt” nie pochłonął mnie od pierwszej strony – potrzebowałam na to czasu i chyba dopiero od wspomnianej drugiej połowy książki czułam, że wstrzeliłam się w tę opowieść. Ten brak zaangażowania od pierwszej strony nie było dla mnie niczym dziwnym, bo jak do tej pory miałam tak z każdą książką Kinga.

Postacią, która w moim mniemaniu w największym stopniu zasługuję na uwagę jest sam Louis – kochający tata, służący radą i wsparciem, a przede wszystkim zawsze szery względem własnych dzieci. Autor w spektakularny sposób pokazał jego rodzicielską miłość przekraczającą wszelkie bariery, z czasem przeistaczająca się wręcz w  paranoję. Metamorfoza Louisa była upiorna – zdecydowanie to najbardziej przeraziło mnie w tej książce.

Kolejnym bardzo ciekawym ogniwem powieści było zaczerpnięcie kilku elementów  z mitologii Indian. King w świetny sposób wykorzystał legendy o mitologicznym stworzeniu Wendigo, występującym w wierzeniach rdzennych mieszkańców Ameryki, jak i liczne tradycje szczepu Mikmaków. Owe szczegóły dodały pikanterii całej fabule, wzbogaciły ja w interesujący sposób.

Muszę jeszcze wspomnieć o finałowej scenie, bo wywołała we mnie raczej ambiwalentne uczucia. Niewątpliwie jestem anty-fanką otwartych zakończeń, bo lubię mieć jasno postawioną sprawę. Jednak w tym przypadku w dziwny sposób pasowało ono do całości. Pozostawiło we mnie jednocześnie niedosyt, jak i przesyt - tak zapewne potrafi tylko King.

Cmętarz zwieżąt” był dla mnie niemałym zaskoczeniem. Dostałam pełną melancholii historię o umieraniu, przemijaniu, ale przede wszystkim o sile miłości. Czytając ją wielokrotnie zadawałam sobie pytanie o to, ile człowiek jest zdolny zrobić dla ukochanej osoby... Niewątpliwie nie jest to powierzchowna powieść jakich wiele, ale wartościowa historia posiadająca drugie dno, głęboka i skłaniająca do refleksji.

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz