Wyzwania

6.01.2017

RECENZJA: Widmopis - David Mitchell

AUTOR: David Mitchell
TYTUL ORYGINALU: Ghostwritten
CYKL: jednotomowa
STRON: 452
WYDAWNICTWO: Literackie
DATA WYDANIA: 2003
GATUNEK: Fantastyka
NARRACJA: pierwszoosobowa

CZAS CZYTANIA: 5 dni
MOJA OCENA: ★★★★★★☆☆☆☆

PIERWSZE  ZDANIE:
Poczułem dmuchnięcie w kark – kto to?”
OPIS:
Sprawca zamachu w tokijskim metrze czeka na sygnał od swojego guru. Transmigrująca dusza poszukuje przypisanego jej ciała. Geniusz nauki włamuje się do światowego systemu satelitarnego. Bóstwo wyczerpane ciągłym powstrzymywaniem cywilizacji przed samozagładą szuka rady u radiowego didżeja...


RECENZJA:
Kiedy skończyłam czytać tę książkę pomyślałam sobie, że za nic w świecie nie napisze jej recenzji, bo zwyczajnie nie wiem o czym miałabym pisać. Nawet miałabym problem z nakreśleniem fabuły. Bo o czym konkretnie jest? O kobiecie kradnącej dzieła sztuki? O naukowcu kwantowym uciekającym przed rządem USA? O młodym mężczyźnie sprzedającym płyty w tokijskim sklepie?  O kobiecie prowadzącej herbaciarnie na trasie na Świętą Górę? O członku tajemniczej sekty, dokonującym zamachu w tokijskim metrze? A może o trasmigrującej istocie, zwanej moncorpa, która szuka sensu swego istnienia?

Anglia, Hongkong, Japonia, Rosja, USA czy Mongolia – w książce tej zwiedzimy pół globu. Różnorodność tej pozycji zniewala, dlatego, że autor pokusił się o zestawie jakże różnych narodowości oraz osobowości. Historie te na pozór nic nie scala, ale to tylko złudzenie. Czas - wydaje mi się, że w słowniku Mitchella nie ma takiego słowa. U jednego bohatera zostajemy na jeden, czy kilka dni, a u innego śledzimy prawie całe jego życie. I nagle cięcie, koniec sceny. Autor bezwzględnie ucina każdą historię i przeskakuje do kolejnego bohatera. Ciężko było to czytać i w związku z tym, że każdy rozdział jest o innym protagoniście, trudno zżyć się z kimkolwiek, czy utożsamić. Poza tym mamy liczne retrospekcje, wręcz dziesiątki retrospekcji bezwzględnie szatkujących fabułę. Miało się wrażenie, że dla Mitchella nie ważne były jednostki, tylko opowieści, które się za nimi kryły. Postaci były niczym statyści, albo rekwizyty. Każda opowieść z osobna nic nie wnosiła do książki, dopiero całość nabierała sensu. Autor misternie splata pajęczą sieć, nić po nici, dążąc do upragnionego finału. Poza tym w każdej opowieści znajdziemy jakiś wspólny element, wielokrotnie bardzo niejednoznaczny, ledwie zauważalny. Dlatego czytając tę powieść należy się skupić, zwracać uwagę na najmniejsze szczegóły. Nie jest to łatwe i bywa męczące.

Co więcej David Mitchell nie stronił o ukazywania wad i wynaturzeń człowieczeństwa. Niewierność, okrucieństwo, wyzyskiwanie, czerpanie korzyści kosztem innych – autor skonfrontował je z pragnieniem miłości, akceptacji, wolności, prawdy oraz poszukiwaniem celu i sensu istnienia. Książka pełna jest ukrytych znaczeń skłaniających do refleksji.

Z początku czytanie tej książki to była straszliwa katorga. „Widmopis” to nie pierwsza książka Mitchella po jaką sięgnęłam, bo jakiś czas temu skusiłam się na  „Czasomierze”. Powieść, która też nie grzeszyła zawrotną akcją, ale nie da się ukryć, że mnie oczarowała. Pochłaniam kolejne strony, rozdziały „Widmopisu” i nic się nie zmieniało. W końcu zaczęłam wątpić. Ciągnąć to dalej? Czytanie powinno być przyjemnością, a nie męką, dlatego uznałam, że spróbuję z kolejnym rozdziałem i jeśli nic nie ruszy, to będzie koniec. Otwieram ją na rozdziale piątym i… w końcu coś zaskoczyło, pojawił się intrygujący mnie wątek. Moja ulga była bezgraniczna. Zastanawiałam się co jest nie tak w „Widmopisie”, że nie potrafiłam się wdrożyć w fabułę? Wydaje mi się, że główną przyczyną, był styl autora, który dla mnie był zbyt surowy, wypruty z emocji. Strasznie podobały mi się opisy natury, których było tu dużo, ale reszta mnie męczyła. W „Czasomierzach” w ogóle tego nie odczuwałam, książkę czytało mi się sprawnie, natomiast tutaj miałam jakiś zator. Może wiązało się to z tym, że jest to debiut autora? Jego styl z pewnością przez lata ewoluował i zrobił się bardziej przystępny - przynajmniej dla mnie.

Fabularnie książka była dla mnie wielkim rozczarowaniem. Autor obiecująco budował napięcie i podsycał ciekawość czytelnika, w związku z tym liczyłam na jakiś wielki, szokujący finał, który mną wstrząśnie. Niestety nic takiego nie nastąpiło. Jako, że nie pochłaniają mnie powieści traktujące o filozoficznych zagadnieniach, oraz melancholijnych rozważaniach nad sensem istnienia, większość książki mnie nużyła. Nie pogardzę taką tematyką, ale w towarzystwie ciekawego motywu przewodniego. Jeśli wam nie straszne takie treści, a wręcz lubujecie się w takich ideologicznych przekazach, to z pewnością „Widmopis” jest książką dla was.

Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz